„..kiedy człowiek pierwszy raz się zakochuje, jego życie nieodwracalnie się zmienia i choćby nie wiedzieć jak się próbowało, to uczucie nigdy nie zniknie.” - Nicholas Sparks „Pamiętnik”

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 13

Mój cały świat legł w gruzach niemal tak szybko, jak tornado zdmuchnęło kolejne domy niespodziewających się tego ludzi w Stanach Zjednoczonych. Nie byłam już zdolna do tego, aby wymusić na sobie możliwość normalnego funkcjonowaniu w otoczeniu. Po raz pierwszy w życiu regularnie urządzałam sobie wagary, unikając jak ognia znajomych twarzy. Przemierzałam najobskurniejsze zakątki miasta, umiejętnie omijając okolice szpitala, w którym pracował tata. Czasem padało na jakieś bary, innym razem mogłam się włóczyć przez te siedem godzin po dworze. Mój telefon został wyłączony oraz schowany w czeluści szafki po tym, jak natrętnie wychwytywał połączenia od Josepha. Z trudnością przychodziła mi sztuka spojrzenia mu w oczy, zanim dowiedziałam się, że zaszłam w ciążę z kimś zupełnie innym, co dopiero po ów zdarzeniu. Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka, doprowadzały do szału. Nie miałam nikogo, komu mogłabym wyznać prawdę, zaufać i oczekiwać wsparcia. To, co się ze mną działo, wiedziała jedynie leżąca grzecznie na łóżku poduszka, w którą zatapiałam każdego wieczoru twarz, by zagłuszyć krzyk. Przestałam dbać o swój wygląd, twierdząc, iż nie zasługuję na jakiekolwiek dobroci. Nienawidziłam samej siebie, obwiniając o regularne ranienie Jonasa, a także o to, iż osobiście wpakowałam się w sytuację, w jakiej się znalazłam.
            Nigdy jednak nie chciałam winą obarczać Liama. Czasami odczuwałam złość na myśl o jego rychłym wyjeździe bez żadnego wyjaśnienia, aczkolwiek umiejętnie obracałam to w drugą stronę, sądząc, iż to ja ponownie popełniłam jakiś błąd i to on doprowadził do jego odejścia. Najwyraźniej nie zasługiwałam na niego i szczerze w to wierzyłam.

            Ian dźgnął mnie palcem w bok, uważając to za zabawne, na co nawet nie miałam siły zareagować. Nadal rozczochrany po nocy usiadł na krześle, patrząc z pożądaniem na podstawiony mu pod nos przez tatę talerz z kanapkami. Zabrał się za nie łapczywie, podczas gdy ja wciąż grzebałam łyżką w misce z płatkami.
 - Melody – zaczął brunet z ustami wypełnionymi jedzeniem – czy to możliwe, by w twoim wieku przechodzić menopauzę? Masz gorsze humorki niż ciocia Peggie.
            Nawet nie zawróciłam sobie głowy odpowiedzią, puszczając jego zaczepki mimo uszu. Odezwał się za to tata, karcąc go jednocześnie surowym spojrzeniem.
 - Nie mówi się z pełnymi ustami. A co do ciebie młoda panno – zaczął, przenosząc wzrok na mnie – chyba musimy sobie poważnie porozmawiać.
 - O czym? – mruknęłam, nadal nie odrywając oczu od posiłku.
 - Dzwonił do mnie twój dyrektor – powiedział rzeczowo, a ja od razu skojarzyłam fakty. Przeklęłam jedynie w myślach mężczyznę, czekając na dalszy ciąg wydarzeń.
 - Nasz rudzielec coś przeskrobał? – wypalił podekscytowany Ian.
 - Zaraz ty będziesz skrobał zaschnięte naczynia, skoro w ogóle ci się na uczelnię nie śpieszy – rzekł lekko podenerwowany ojciec. Chciał zostać ze mną na osobności, co z jednej strony mi odpowiadało, bo nie miałam ochoty na komentarze brata, z drugiej jednak  oznaczało poważną rozmowę.
            Brunet po słowach opiekuna wstał od stołu oraz odniósł pusty już talerz do zmywarki. Następnie zniknął w holu. Jego starsza wersja odczytała to jako odpowiedni moment na rozpoczęcie pogadanki.
 - Dlaczego nie chodzisz do szkoły? – zapytał srogo, odstawiając na bok wysoki wazon z kwiatami, który zasłaniał mi jego twarz.
            Siedziałam ze spuszczoną głową i nawet nie raczyłam otworzyć buzi. Bo co mu miałam powiedzieć? Nie mogłam się zmusić do wyjawienia mu własnego stanu, bałam się, co takiego o mnie pomyśli, jeśli dowie się, co uczyniłam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że prędzej czy później zauważy zmiany zachodzące w moim ciele, jednak wolałam to odwlekać najdłużej, jak się da. Poza tym, czy ciąża jest jakimkolwiek usprawiedliwieniem moich nieobecności?
 - Czekam na odpowiedź – zakomunikował ze stoicką twarzą, wbijając we mnie swe przenikliwe, niebieskie oczy.
 - Szukam jej – mruknęłam w końcu pod nosem. Najwyraźniej ta odpowiedź go nijak nie zadowoliła, a tylko niepotrzebnie rozjuszyła. Wziął głęboki oddech, nie chcąc okazywać przede mną złości, jaka go ogarnęła, po czym przemówił, siląc się na opanowanie.
 - Więc nie szukaj wymówek, tylko w końcu powiedz mi prawdę. Ostatnio cały czas siedzisz w domu, nigdzie nie wychodzisz, z nikim się nie spotykasz. Ciągle każesz mi kłamać, że cię nie ma, gdy przychodzi Joseph. A wszystko zaczęło się, odkąd przyjechałaś z tej Szkocji – zauważył elokwentnie, przybijając mnie tym samym do muru. – Czy coś się tam stało, Melody?
 - Nie – powiedziałam poprzez zaciśnięte zęby.
 - To Joe cię jakoś zranił?
 - Nie – powtórzyłam.
 - Więc, do cholery, co się z tobą dzieje, dziewczyno?! – Nie wytrzymał. Jego krzyk obił się echem o moje uszy, wywołując pojedyncze strużki łez, spływające po policzkach. Zerwałam się gwałtownie z krzesła, odsuwając je z charakterystycznym piskiem od stołu, następnie biegnąc do sypialni. Zamknęłam ją na klucz, nie chcąc więcej prowadzić tej bezsensownej konwersacji. Znów oddałam się łzom, zasiadając wśród idealnie ułożonych poduszek.
            Nie zrozumiałby tego, co się we mnie działo. Każdy wiedział, że kobiety cierpią czasami na depresję poporodową, jednak ze mną działo się podobnie o wiele za wcześnie. Dziecko noszone pod moim sercem miało jeszcze postać embriona, którego łatwo mogłabym się pozbyć, a ja już popadałam w głębokie otępienie, w żaden inny sposób nie potrafiąc sobie poradzić z rzeczywistością. Jego ojciec przepadł bez słowa, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia i tą oto namiastkę jego postaci. Czasami kusiło mnie, by wziąć do ręki telefon, wykręcić jego numer oraz usłyszeć w końcu głos chłopaka, którego tak naprawdę darzyłam niewiarygodnym uczuciem, lecz zawsze rezygnowałam. Zdanie typu ,,cześć Liam, wracaj, bo jestem z tobą w ciąży’’ wydawało się tak beznadziejne, że sama w nie nie wierzyłam. Pozostawało mi więc żyć dalej, nie zastanawiając się, co będzie i jak sobie z tym wszystkim poradzę.
            Ktoś zapukał, co wyrwało mnie z rozmyślań. Podniosłam się niezdarnie do pozycji siedzącej, patrząc na drzwi, które powoli się uchyliły. Ujrzałam nieprzeniknioną minę ojca, a już po chwili usłyszałam, że przyszedł Joseph. Już otworzyłam usta, by poprosić go kolejny raz rzędu o to samo, lecz nie pozwolił mi wykrztusić nawet słowa, ucinając przebiegle:
 - Nie będę już kłamał.
            Zniknął w holu, po czym dobiegły mnie głosy ich dwojga. Jak zwykle uprzejma rozmowa praktycznie o niczym, pogawędka o pogodzie, niezmiennie deszczowej i szarej. Czułam złość na rodzica za swe postanowienie, jednakże z drugiej strony byłam mu wdzięczna. Powoli wszystko zmierzało do tego, by urwać kontakt z brunetem bez zdania wyjaśnienia. Dlatego w momencie, gdy zobaczyłam go w swoim pokoju, uniosłam nieznacznie kąciki ust, zapraszając go tym samym dalej.
 - Cześć – odezwał się speszony, uciekając wzrokiem w kierunku okna.
 - Cześć – odparłam tępo, wygrzebując się z poduszek. Nagle przybiła mnie świadomość, że jeszcze miesiąc wcześniej leżeliśmy w nich wspólnie, ciesząc się wzajemną obecnością. Żadne z nas nie odczuwało pokrępowania, w końcu byliśmy ze sobą tak blisko. Teraz konfrontacja ‘w cztery oczy’ wydawała się niezręczna do bólu.
 - Jak się masz? – zapytał zdawkowo.
Staliśmy naprzeciwko siebie, ale w znacznej odległości. Nie miałam pojęcia jak się zachować i tylko czekałam aż zada pytanie, które z całą pewnością nurtowało go w ostatnim czasie.
 - W porządku – odparłam, nie mogąc powstrzymać się od zerknięcia na schowany pod bawełnianym swetrem o różowym kolorze brzuszek. Dla przypadkowego obserwatora nie był on widoczny, lecz ja powoli odczuwałam pod dotykiem, jak się zaokrągla.
 - Melody..
 - Tak?
 - Chciałabyś mi coś powiedzieć?
            Moje oczy automatycznie zbiegły na dywan, nie potrafiąc wytrzymać jego spojrzenia. Śmieszne wydawało się to, iż potrzebowałam go. Potrzebowałam go w tej chwili bardziej, niż kiedykolwiek. A musiałam zniszczyć wszystko, co zdążyliśmy razem zbudować. Bo widząc jego sylwetkę, wreszcie zorientowałam się, jak bardzo krzywdziłam go nawet przez ów ciche dni. Choć egoistyczna strona podpowiadała mi, bym tego nie robiła, zaczekała jeszcze trochę, wiedziałam już jak postąpić. Dlatego chwyciłam jego dłoń i zaprowadziłam do stołka przy biurku, na którym usadowił się ze zdziwieniem. Upewniwszy się, że drzwi są zamknięte, wzięłam krzesło stojące przed toaletką oraz postawiłam je tuż przed nim. Obserwował me poczynania ze ściągniętymi brwiami, jednak ze spokojem. Nie pytał o nic, nie pospieszał, co tylko dodatkowo powiększało niewidzialną dziurę w moim sercu, którą niegdyś wypełniał jego dotyk, głos, obecność.
 - Joe, ja.. – zaczęłam, zaciskając powieki.
 - Spokojnie – powiedział ukajająco, głaszcząc delikatnie fakturę mej dłoni. Wzdrygnęłam się mimowolnie przez jego dotyk, zbijając go z tropu. Cofnął rękę, czekając już tylko na to, czego przecież nie chciał usłyszeć.
 - Jestem w ciąży – wydusiłam z siebie dławiącym głosem, nie śmiejąc nawet na niego zerknąć kątem oka.
 - Ale przecież my nie.. – zaczął, nie rozumiejąc jeszcze, co takiego starałam mu się przekazać w tych trzech słowach. – Jesteś w ciąży – wymamrotał, lecz nie było to pytanie. Zastygł w bezruchu, a powietrze unoszące się wokół nas stało się ciężkie, cisza drażniąca uszy. Samo oddychanie stało się wyjątkowo trudne, podczas gdy nadal nie potrafiłam się zmusić do otworzenia oczu. Wymusił to na mnie dźwięk odsuwanych kółek fotela, uszkadzających powierzchnię drewnianej posadzki. Zabrzmiało to w moich uszach niczym najgorszy hałas, chociaż nie wykraczał zasięgiem poza otaczające nas cztery ściany.
 - Nie wychodź – poprosiłam błagalnym tonem, oglądając się za sobą, by zobaczyć jedynie pokryte idealnie wyprasowaną koszulą plecy chłopaka. Nie posłuchał mnie, naciskając klamkę, by już po chwili wyjść poza obszar sypialni, w której zostałam zupełnie sama.
            Każda jej część wydała mi się straszna, a obecność natłoku myśli w mózgu doprowadzała mnie do szaleństwa. Zerwałam się z miejsca i, ślizgając skarpetkami po drewnie, pobiegłam w stronę wyjścia z mieszkania, gdzie czekały na mnie już tylko zamknięte drzwi frontowe, z którymi zderzyłam się desperacko, dając upust łzom. Rozpaczliwie zaczęłam walić w nie dłońmi, chcąc krzyczeć, aczkolwiek nie wiedząc co. Bezwładnie opadłam na podłogę, strącając bez namysłu misę na klucze i dokumenty, stojącą na małym, wiklinowym stoliku. Z hukiem roztrzaskała się na tysiące drobnych kawałeczków, a każdy z nich posunął w swoją własną drogę. Nawet tego nie zauważyłam, chwytając się dłońmi za włosy i zaciskając powieki najmocniej, jak potrafiłam, by powstrzymać je przed wylewem kolejnych potoków łez.
Spazmatycznie oddychając, powoli przywracałam ciało do jako takiego porządku, a umysł do trzeźwego myślenia. Chłód kafelek wyłożonych w przedpokoju pomagał w tym, więc po kilku minutach byłam wstanie rozejrzeć się dookoła siebie i przez podpuchnięte oczy zobaczyć bałagan, jaki narobiłam przez jeden nieostrożny ruch. Sięgnęłam z ciekawością po jeden z odłamków malowanego ręcznie szkła, przyglądając mu się z dziecięcą chęcią poznania.
Rozkopane do granic możliwości włosy opadały z trudem na moje ramiona, gdy ścisnęłam w ręce znalezisko. Zrobiłam to wystarczająco mocno, by zaraz syknąć z bólu. Rozwarłam palce, aby ujrzeć spływającą z podłużnej rany, powstałej wzdłuż jednej z linii papilarnych, krew. Przyglądałam się z szeroko rozwartymi oczyma, jak spływa w dół aż do łokcia, żeby następnie zatopić się w chłonnej tkaninie dżinsowych spodni. Tuż za pierwszą wzięły przykład kolejne krople, których nie miałam zamiaru zatrzymywać. Dzięki im płynnym ruchom odczuwałam tylko i wyłącznie spokój, uwalniający mnie od wszelkich problemów, pozwalający odprężyć się w niecodziennej sytuacji.

            Szczypiący wiatr dął przed siebie, mierzwiąc moje rozpuszczone włosy, swym zimnem zmuszając mnie do zagłębienia rąk jeszcze bardziej w kieszeniach grubej bluzy. Szłam przed siebie żwawym krokiem, wracając do domu z kolejnego długiego spaceru, jaki urządziłam z niewiadomych powodów. Może po prostu pragnęłam zaczerpnąć świeżego powietrza, za jego pomocą zmyć z siebie ciężar tego, co wydarzyło się tego dnia? Byłam świadoma nadchodzącej kłótni z ojcem, który miał już wrócić z popołudniowej zmiany, wnioskując po zalanym szafirowym kolorem niebie, gdzie zaczęły się pojawiać pojedyncze jasne punkciki. Nie przerażało mnie to w żadnym wypadku, moja głowa jakby nie przyswajała do siebie niektórych bodźców, otoczenia. Nie przeszkadzało mi to, bo po raz pierwszy od dawna czułam tylko ulgę, jak gdyby to wszystko, co miało miejsce kilka godzin temu, w niewytłumaczalny sposób mi pomogło.
            Ze zdziwieniem odebrałam zamknięte na dwa spusty zamki, a także brak kogokolwiek w środku, kto mógłby wyręczyć mnie w ich otworzeniu. Wydobyłam więc ze spodni niewielki pęk kluczy, po czym przekręciłam odpowiedni, by drzwi ustąpiły. Przywitała mnie ciemność, jaka wcale nie zdawała się przyjazna. Czym prędzej więc nacisnęłam kontakt na ścianie, dzięki czemu rozlała się fala przypominającego słońce światła. Weszłam do środka, zamykając za sobą ostrożnie. Odłożyłam klucze na stolik, gdyż naczynie do tego służące nadal walało się potłuczone pod nogami. Z westchnięciem zdjęłam okrycie z ramion, postanawiając czym prędzej posprzątać z ziemi niebezpieczne kawałki, żeby żaden z pozostałych domowników się nie zranił przez przypadek. Zabrałam z kuchni szufelkę razem ze zmiotką i z dokładnością zebrałam wszystko, następnie wyrzucając z łoskotem do kosza.
            Wyjęłam z jednej z górnych szafek duży kubek z panoramą Paryża i postawiłam go na jasnym blacie. Z lodówki wyciągnęłam karton mleka, które wylałam do półlitrowego garnuszka. Po kilku minutach bezczynnego czekania zagrzane przelałam do wcześniej przygotowanego kubka z czekoladowym proszkiem, po czym z gotowym kakao przeniosłam się do oświetlonego jedynie niewielką lampką stojącą w rogu salonu, gdzie usiadłam wygodnie na kanapie oraz przykryłam nogi kraciastym kocem. Sięgnąwszy po pilot, włączyłam telewizor, zaraz skacząc po kanałach, próbując znaleźć coś odpowiedniego. Skończyło się na wiadomościach nadawanych przez jedną z popularnych stacji. Upiłam łyk gorącego napoju, uważając, by się nie poparzyć i zaczęłam słuchać z uwagą o zapowiedziach kolejnych ulew. Tym razem miały być na tyle niebezpieczne, że przewidywano co najmniej lokalne podtopienia na terenie Wielkiej Brytanii. Później prezenter w garniturze skupił się na najnowszych ploteczkach ze świata gwiazd, rozpoczynając od nowego domu Beyonce, przez Nicole Scherzinger w programie X Factor, co przykuło moją uwagę.

Informowano, że kanał pierwszy zacznie emitować przesłuchania już w przyszłym miesiącu, a podczas lakonicznej rozmowy z jednym z jurorów – Simonem Cowellem – mignęła mi w tle, jakim była scena główna studia, znajoma twarz. Po przejściu przez dziennikarza do następnego tematu uznałam, że to przewidzenie, bo niby skąd miałby się tam znaleźć Louis Tomlinson z hot-dogiem w ręku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz