„..kiedy człowiek pierwszy raz się zakochuje, jego życie nieodwracalnie się zmienia i choćby nie wiedzieć jak się próbowało, to uczucie nigdy nie zniknie.” - Nicholas Sparks „Pamiętnik”

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 3

Wolnym krokiem wchodziłam po schodach do budynku szkolnego z przełożoną przez ramię torbą koloru brązowego. Przyozdobiłam ją licznymi przypinkami oraz naszywkami, co nadało jej ciekawego wyglądu. Spodziewałam się, że zbiorę tego dnia wiele pochwał w związku z przedmiotem. Znalazłszy się w długim holu z dwupoziomowymi schodami na końcu, skierowałam się do szafki, by wyłożyć do niej niepotrzebne na trzy najbliższe lekcje książki oraz zeszyty. Zrobiłam to szybko, przy okazji witając się z kilkoma znajomymi. Zaraz potem udałam się na górę, gdzie czekała mnie kolejna droga przez pomieszczenie w kształcie prostokąta. Gdzieś w jego środku zatrzymałam się przy sali numer osiemnaście, gdzie miała się odbyć pierwsza lekcja angielskiego. Pod drzwiami zastałam siedzącego na podłodze, krótkowłosego bruneta z dość wyrazistymi rysami twarzy oraz jasnym odcieniem wąskich ust. Bez wahania rozpoznałam w nim Chase’a Cravena, cichego, acz nadzwyczaj ambitnego chłopaka w moim wieku.
 - Hej Chase – rzuciłam, siadając na drewnianej ławce zaraz naprzeciwko niego.
            Zerknął na mnie znad jakiejś grubej księgi, odpowiadając ochrypłym głosem.
 - Co czytasz? – zapytałam, wyjmując z małej kieszonki materiałowych rybaczek w odcieniach beżu komórkę.
 - ,,Zielona Mila’’ Stephena Kinga – odparł, pokazując mi dodatkowo zielono-czarną okładkę z rysunkiem tajemniczego krzesła.
            Pokiwałam głową ze zrozumieniem, po czym spojrzałam na ekran telefonu. Zaczęłam tworzyć wiadomość do Josepha, chcąc utrzymać z nim kontakt przez te kilka godzin lekcyjnych, jakie mnie czekały. Przez ostatni rok nauczyłam się już, jak korzystać z aparatów komórkowych na zajęciach poszczególnych nauczycieli. Pisałam wówczas niemal równie często, choć na samą myśl o tym potrząsnęłam gwałtownie przysłowiową makówką, odganiając od siebie bolesne wspomnienia.
 - Melody! – Usłyszałam już z daleka perlisty głos Destiny, kroczącej ku mnie ze skórzaną torbą na zgięciu łokcia.
            Uśmiechnęłam się do niej, zakładając opadające na twarz włosy za ucho.
            Dziewczyna przysiadła obok mnie, wpierw wymawiając krótkie powitanie w stronę Chase’a. Nawet nie zauważyłam, czy odpowiedział, gdyż blondynka zaczęła opowiadać na temat jej kolegi Adama, który ostatniego wieczoru zwierzył jej się z problemów z rodzicami. Pochodził on bowiem z bogatej rodziny, aczkolwiek jego matka coraz bardziej popadała w alkoholizm. Destiny jako dobra koleżanka chciała mu jakoś pomóc, choć ograniczało się to do pocieszających rozmów.
            Słuchałam wszystkiego, przyglądając się przechodzącym obok uczniom, a przede wszystkim nowym twarzom pierwszoklasistów, z którymi nigdy wcześniej nie miałam do czynienia. Wydawali mi się tak dziecinni i niedoświadczeni. Myślałam o tym, że przed nimi najtrudniejszy etap edukacji – szkoła życia.
 - Czy ty mnie słuchasz? – spytała z wyrzutem moja towarzyszka.
            Zerknęłam na nią ze zdziwieniem, uświadamiając sobie, iż odleciałam we własne zastanowienia, zamiast śledzić treść jej monologu. Na szczęście, przed konsekwencjami tego haniebnego czynu uratowała mnie pani Audrey Hollaway, podchodząc do nas z kluczem od klasy. Wszyscy wstaliśmy jak na komendę, kierując się ku otwartej kwadratowej sali z czterema rzędami pojedynczych ławek zaraz przed imponującej wielkości, mahoniowym biurkiem oraz wygodnym fotelem dla nauczyciela po lewej stronie. Ściany zostały tam pomalowane na ciepły pomarańcz, co kilka metrów zasłaniany przez naukowe plansze.
            Zajęłam miejsce w środku rzędu od okna, z ulgą przyjmując obecność Destiny zaraz przede mną. Kiedy wszyscy wypakowywali potrzebne przedmioty z plecaków, ja odwróciłam wzrok na przestronny plac za oknem, służący za swego rodzaju park w owej placówce. Postawiono tam kilka ławeczek pod drzewami, gdzie można było w spokoju posiedzieć, ale również pozostawiono spory kawałek czystego terenu dla kochających się wygłupiać na przerwach chłopców. W tym momencie zauważyłam tam dwójkę siedzących po turecku osobników; Liama oraz Zayna. Rozmawiali przejęcie, pokazując sobie jakieś kartki. Wzruszyłam ramionami, skupiając się na przemowie pani.
            Gdzieś w połowie jej wykładu ktoś otworzył gwałtownie drzwi, bez skruchy kierując się ku najbliższemu wolnemu miejscu.
 - Panie Malik, czy ma mi pan coś do powiedzenia? – zagrzmiała tęga nauczycielka z burzą krótkich, blond włosów dookoła twarzy.
            Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem, rzucając swą skórzaną kurtkę na drewniane krzesło.
 - I tak już masz nieobecność – zakomunikowała wściekła kobieta, biorąc z biurka do ręki jakąś książkę.
            Zayn rozejrzał się po zdumionych minach pozostałych uczniów, zapewne zastanawiając się, cóż tu począć. Na swoje szczęście posiadał pewien bardzo przydatny dar – zdolność przekonywania pomieszaną z uroczym akcentem. Podszedł do pani Hollaway, szepcząc coś z przejęciem. Siedzący na przednich stanowiskach z pewnością słyszeli jego słowa, na co jedynie kręcili głową z dezaprobatą.
 - No dobrze, ale pamiętaj o dzisiejszym spotkaniu popołudniu w sali teatralnej – oznajmiła wreszcie jego rozmówczyni.
            Z triumfem na ustach brunet o ciemnej karnacji usiadł na wcześniej wybranym miejscu, a ja zauważyłam, jak z kieszeni luźnych spodni wyjmuje telefon komórkowy. Większość osób uważało go za kolesia, który może wszystko poprzez podlizywanie się. W pewnym stopniu olewał szkołę, aczkolwiek w jego ocenach nigdy nie dało się doszukać jedynek. Robił wszystko, by pogodzić rozrywkę z obowiązkiem. Jak widać, świetnie mu to wychodziło.
 - Zabierz Payne’a – dodała Audrey, wracając do opowieści na temat literatury Szekspira.
            Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, o co może chodzić. Oni dwoje w jakiejś tajnej konspiracji z tą pulchną damą, znającą na pamięć wiersze poetów z epoki romantyzmu? Coś mi w tym wszystkim nie pasowało, aczkolwiek postanowiłam zostawić sprawę w spokoju. W końcu nijak mnie to nie dotyczyło. Lepiej zająć się własnym życiem, niżeli mieszać się do czyjegoś. A już przede wszystkim Jego..
            Następne godziny mijały dosyć szybko, bez żadnych interesujących przeżyć lub akcji. Razem z Destiny oraz Annie zapoznałyśmy się z kilkoma uczniami pierwszych klas, dbając przy tym o swoją pozycję w szkolnej hierarchii. Uważałam to za absurdalne, ale w końcu sama do tego dążyłam. W innym przypadku mogłam podpierać ściany, jak ,,śmierdząca Sarah’’ - pośmiewisko odkąd tylko zawitała w te progi.
            Przed długą przerwą na lunch zeszłam na sam dół, by włożyć niepotrzebną już zawartość torby do pomalowanej od zewnątrz na głęboki fiolet szafki z przyklejonymi literami, układającymi się w moje imię. Efekt podkreślała pojedyncza czarna nuta, nawiązująca do napisu. Szybko się z tym uporałam, decydując się na wyjście na dwór, zamiast spożycia posiłku na stołówce. Już na schodach przywitał mnie ciepły podmuch wiatru, mierzwiąc tym samym moje rozpuszczone włosy. Delektowałam się tym, krocząc powoli ku tyłom budynku, gdzie znajdowało się miejsce, któremu się wcześniej przyglądałam z klasy języka angielskiego.
            Dookoła było całkiem pusto, wszyscy wybyli, by zjeść przygotowaną przez kucharki porcję jedzenia o nieokreślonym pochodzeniu.  Ja natomiast nie odczuwałam głodu, ani nawet ochoty na jakiekolwiek danie, więc bez sensu wydawało mi się wpychanie sobie coś na siłę.
            Przysiadłam na drewnianej ławce pod wysoką wierzbą płaczącą, której wątłe gałęzie szumiały smętnie nad moją głową pod wpływem wiatru. Podciągnęłam pod brodę kolana, nie myśląc wiele. Siedziałam tam po prostu, czując się pusta. Wiedziałam, że powrót w te strony nie wpłynie na mnie najlepiej. Pocieszałam się tylko swoim chłopakiem, idealnym chłopakiem. Miałam rację, w końcu nie myślałam o Nim. Nie istniał dla mnie, bo za każdym razem, kiedy w moich myślach pojawiała się pierwsza litera jego imienia, zasypywałam ją umyślnie setkami powtórzeń: Joe, Joe, Joe!  Kochałam Jonasa, tego byłam pewna w stu procentach. No, może dziewięćdziesięciu dziewięciu i dziewięciu dziesiątych. Mimo to jednak czułam w tym otoczeniu jakąś pustkę, czegoś brak.
            Rozejrzałam się dookoła, zdając sobie sprawę, że siedzę dokładnie tam, o dokładnie tej samej porze, co pół roku temu. Aczkolwiek coś uległo zmianie – wówczas towarzyszył mi uradowany blondyn, przytulając mnie do siebie mocno. Oboje promieniowaliśmy szczęściem, ciesząc się sobą nawzajem. Zerknęłam z ukosa na puste miejsce obok siebie. Westchnęłam cicho, szybko odwracając oczy. Wtedy światło słoneczne odbiło się od jakiegoś połyskująco na czerwono przedmiotu w trawie nieopodal. Wstałam ostrożnie, podchodząc bliżej, po czym zorientowałam się, iż to niewielki notes. Wzięłam go do ręki oraz otworzyłam na pierwszej lepszej stronie, czytając po cichu:
 - But I see you with him slow dancing
Tearing me apart
Cause you don't see
Whenever you kiss him
I'm breaking,
Oh how I wish that was me.
            Moja ręka mimowolnie zamknęła przedmiot z charakterystycznym trzaskiem, a płuca zaczęły szybciej pracować. Upuściłam go, obserwując jak szybko opada na ziemię, zatrzymując się na zielonych źdźbłach, jednocześnie je miażdżąc. Przymknęłam powieki, nosem wciągając nienaturalne ilości powietrza. Wyciszyłam własne myśli, uspakajając się. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w niego, zagryzając dolną wargę. W tym samym momencie usłyszałam głośny dźwięk oznaczający koniec przerwy. Bez zastanowienia podniosłam zeszyt, chowając go w rękach.
Najgorsze było to, że rozpoznałam na tej stronie Jego pismo…

 - Dlaczego jesteś taka małomówna? – spytał Joseph, kiedy siedzieliśmy razem w salonie mojego mieszkania, a ja opierałam się o jego tors, trzymając nad głową książkę od historii.
 - Uczę się – odparłam, wzruszając ramionami.
            Brunet wysunął zręcznie podręcznik z moich rąk, na co nawet nie protestowałam. Pochylił się nade mną z uśmiechem, przy czym już za chwilę poczułam jego usta na swoich. Zarzuciłam mu ręce na szyje, podciągając się. W pewnym momencie chłopak przerwał pocałunek, pozostawiając u mnie lekki niedosyt.
 - Może zrobimy krótką przerwę? – wymruczał nad moim uchem, przez co czułam na skórze jego chłodny oddech.
            Przyjrzałam się badawczo jego czekoladowym tęczówkom, autentycznie zastanawiając się nad odpowiedzią. Z jednej strony trudno było mi sobie odmówić chwilowego przerwania nauki na rzecz relaksu przy ukochanym; z drugiej jednak wiedziałam, że sprawdzian, jaki mnie czekał nazajutrz obejmował materiał całej pierwszej klasy, którą w części zawaliłam. Oczywiście miałam na myśli drugą część roku, aczkolwiek nie chciałam do tego wracać.
 - Nie mogę. – Zdecydowałam w końcu, siadając po turecku obok niego, ręką sięgając po odrzucony wcześniej przez Joe’ego przedmiot.
            Usłyszałam jego głośne westchnięcie, choć już za chwilę odezwał się uprzejmie:
 - Co przerabiacie?
 - Wojnę angielsko-francuską – powiedziałam, szukając odpowiedniej strony.
            Joe wstał powoli, po czym zniknął gdzieś za rogiem. Chwilę później pojawił się przede mną z wielkim skoroszytem oraz ołówkiem w ręku. Odsunął szklany stolik trochę bliżej telewizora, jednocześnie oddalając go od skórzanej, czarnej sofy. Następnie przyniósł z mojego pokoju kilka ozdobnych, aczkolwiek bardzo wygodnych, kolorowych poduszek oraz ułożył je niestarannie na kremowym, włochatym dywanie.
            Przyglądałam się temu wszystkiemu z podniesionymi brwiami, śledząc oczami każdy jego ruch. Skończywszy przemeblowywanie pomieszczenia, wyciągnął do mnie rękę, a ja bez wahania ją złapałam. Oboje usiedliśmy na przygotowanych przez niego miejscach, po czym on odebrał mi książkę, kładąc ją na stoliku oraz zaczynając na głos czytać temat. Raz po raz starał mi się tłumaczyć nowe terminy czy wydarzenia, z czego ja robiłam staranne notatki.
 - Czemu mi się tak przyglądasz? – Zdziwił się, gdy gapiłam się na niego z fascynacją, kiedy to odczytywał poszczególne zdania.

            Pokręciłam przecząco głową, wracając nad zeszyt. Myślami, jakie mi wówczas chodziły po głowie, były zastanowienia – czym zasłużyłam sobie na tak wspaniałego chłopaka? I czy aby na pewno potrafiłam to docenić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz