„..kiedy człowiek pierwszy raz się zakochuje, jego życie nieodwracalnie się zmienia i choćby nie wiedzieć jak się próbowało, to uczucie nigdy nie zniknie.” - Nicholas Sparks „Pamiętnik”

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 9

Cały następny dzień spędziliśmy na zwiedzaniu okolicznych atrakcji turystycznych. Począwszy od zabytków historycznych, na które nalegała Nicole, po zapierające dech w piersiach skaliste wybrzeża. Pogoda nie spisała się na miarę swoich możliwości, gdyż ciągle wiał porywisty wiatr, a zza kłębów chmur nie dało się dostrzec żadnych promieni słonecznych. Jednak nie narzekaliśmy, przynajmniej nie padało. Odziani w ocieplane wiatrówki byliśmy gotowi na wszelkie przeciwności losu. Choć nikt się nie spodziewał, że męskiej części naszej grupy totalnie odbije.
Akurat siedzieliśmy, wesoło gaworząc na chłodnym piasku, kiedy Harold wpatrzył się w rozhuśtane, szumiące głośno morze. Żadne z nas nie znało jego nazwy, zabrakło znawcy geograficznego terenu. Wtem Styles zaczął szeptać zaciekle coś do ucha Andy’ego, co nie uszło mojej uwadze. Zmrużyłam oczy, wskazując głową na dwójkę w odpowiedzi na pytające spojrzenie Kimberly. Ta wzruszyła tylko ramionami, wracając do konwersacji o sposobach zamaskowania pryszczy z Nicole. Wzdrygnęłam się mimowolnie, po usłyszeniu o okładach z wnętrzności zwierząt. Odwróciłam się w drugą stronę, gdzie zacięcie esemesowała Destiny.
 - Odpoczywasz od tego zgiełku, tak? – Zaśmiałam się, cytując jej własne słowa. Zerknęła na mnie, odrywając nieobecny wzrok od ekranu dotykowego telefonu. Uśmiechnęła się lekko, mówiąc:
 - Trochę za bardzo się wkręciłam w pewną znajomość.
 - Znajomość? – zapytałam, unosząc kąciki ust wysoko do góry oraz marszcząc zabawnie brwi.
 - A co to za znajomość? – mruknął ktoś cicho ponad naszymi twarzami. Podskoczyłam momentalnie do góry, przestraszona głosem chłopaka. Andy wybuchł gromkim śmiechem, a Destiny zrobiła wściekłą minę. Domyśliłam się, że w duchu dziękuje Bogu za to, iż nie zdążyła odpowiedzieć na moje pytanie.
 - Mamusia cię nie nauczyła, by nie wtrącać się w cudze rozmowy, Samuel? – warknęła, chowając komórkę do skórzanej torby.
 - Nie, ale za to tatuś pokazał mi jak zrobić wrażenie na dziewczynie – powiedział poważnym tonem głosu. W ułamku sekundy wziął pannę Standly w swe ramiona, nawet nie zdążyła zareagować. Z krzykiem szaleńca wbiegł do wody.
Wszystkie wydałyśmy zduszone okrzyki, mnie natomiast dodatkowo sparaliżowało. Biedna Dest, temperatura morza na pewno nie wznosiła się ponad zero.
 - To jak, dziewczynki, wy też dacie się namówić na taki podryw? – zapytał zalotnie Harry, poruszając wymownie brwiami.
 - Ani mi się waż – ostrzegłam, grożąc mu palcem. Najwyraźniej poskutkowało, bo zamiast mnie obrał sobie za cel obserwującą go z przerażeniem Nicole. Już niedługo i ona taplała się w lodowatej wodzie. Za przykładem kolegów poszedł również Daniel. Wywołało to nie lada zaskoczenie, gdyż z reguły nie ładował się w podobne akcje. Tym razem jednak podniósł ostrożnie Kim, następnie puszczając się za poprzednimi parami.
            Zostałam ja, Liam i Annie. Czułam się wyjątkowo nieswojo, nie mogąc nawet patrzeć w ich kierunku. Nie rozmawiali ze sobą. Po chwili blondyn przysiadł spokojnie obok mnie. Przez chwilę poczułam na szyi jego oddech, kiedy westchnął przeciągle przy schylaniu się.
 - Spróbuj mnie tam wyciągnąć, a pożałujesz – przestrzegłam.
 - Nie mam takiego zamiaru – zdeklarował zupełnie uczciwie.
 - Nie wolisz towarzystwa Sturnborn? – syknęłam złośliwie, kreśląc niezrozumiałe znaki na piasku.
 - Melody – mruknął zmieszany. – Nie chcę jej znać tak samo mocno, jak ty. Może nawet bardziej.
 - A to dlaczego? – odezwała się za nami czarnowłosa.
Wybałuszyłam na nią oczy, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Przez ostatnie dni ciągle szykowałam się do tej rozmowy, tak usilnie chciałam ją przeprowadzić. W momencie, kiedy musiałam to zrobić, po prostu wymiękłam. Na szczęście inicjatywę przejął za mnie Payne.
 - Ona wszystko wie, Annie.
            Zapadła chwila ciszy, przerywana odległymi śmiechami naszych towarzyszy. Brunetka zastygła w bezruchu, mierząc nas ciemnymi oczami. Jej niemal czarne tęczówki jakby stężały, przypominały mi w tym momencie lód. Skierowane były przede wszystkim w stronę Liama, jakby wymierzała nimi jakieś niewidzialne pociski. Wtedy zrozumiałam, że mówił prawdę. To ona zachowała się nieuczciwie.
 - Więc to prawda – wyszeptałam na głos, powstrzymując łzy. Resztkami umysłu chowałam głęboką nadzieję, że może jednak to on coś pomylił, przekręcił. A może znów się mną zabawiał? Lecz wówczas byłam w stu procentach pewna, że mnie nie okłamał.
 - Opowiedziałeś Melody o naszej upojnej nocy? – zapytała przesłodzonym głosem, uśmiechając się do nas głupkowato.
 - Tak – odparł hardo, podnosząc się do pionu.
 - A powiedziałeś, że podobało ci się tak bardzo, że równie szybko jak to zrobiliśmy, zerwałeś z nią, by móc związać się ze mną? – dodała z cwaniacką miną.
            Zamarłam. Przeniosłam swoją uwagę na zszokowanego Liama.
 - Łżesz! – wydarł się zezłoszczony.
 - A ja zraniłam twoje biedne serduszko, bo nie potrzebuję takich łachudrów. Przykro mi, ale dla mnie byłeś przygodą na jedną noc.
 - Byłem zalany i ty to wykorzystałaś. Nie zmyślaj bajeczek na poczekaniu, nikt ci w to nie uwierzy – powiedział już spokojniej. Odwrócił się. Szukał poparcia z mojej strony. Minuty mijały niczym wieczność, a ja nadal go nie udzielałam. Poddałam się słonym łzom, wypływającym spod moich powiek. Nie miałam pojęcia, komu wierzyć. Jemu, który mnie zranił, lecz sam przyznał się do czynu? Czy jej, domniemanej kumpeli, która najprawdopodobniej zachowałaby tajemnicę aż do odpowiedniego momentu - by zabolało jak najmocniej.
 - Liam – wymamrotałam, wpatrzona w jego twarz.
 - Tak?
 - Ona kłamie?
            Chłopak podszedł do mnie, po czym uklęknął zaraz przed moimi drżącymi kolanami. Wziął me chłodne, trzęsące się dłonie i ujął je we własne. Spojrzał mi głęboko w oczy, starannie wymawiając jedno, nadmiar dobitne słowo:
 - Tak.
            Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
 - Wierzę ci.
 - Ckliwe dzieciaczki – żachnęła się wściekła Sturnborn, lecz na mnie nie zrobiło to wrażenia. Zignorowałam ją zupełnie, przytulając się do torsu Payne’a. Nadal płakałam. Potrzebowałam tej bliskości jak niczego innego. Chociaż nie należało to do stosownych rzeczy i zapewne miało być kolejną sensacją w naszym skromnym gronie.
 - Lelody? Miam? – Zastanawiał się głośno Hazza, podchodząc do nas.
            Błyskawicznie odsunęłam się od ciała Liama, ocierając załzawione oczy rękawem kurtki. Wszyscy się zdziwili, nie kryjąc swych zaszokowanych przez widok naszej dwójki w dość dziwnej sytuacji min. Zagryzłam niepewnie dolną wargę, nie chcąc widzieć ich oblicz.
 - Wracajmy już – rzekła przemoczona do suchej nitki Kimberly, zaczesując palcami włosy do tyłu. Wszyscy jej przytaknęli. Niedługo potem siedzieliśmy już w wozie. Wszyscy starali się rozmawiać o jakichś neutralnych sprawach. Tylko Annie nie odzywała się do nikogo, z kilometra bijąc furią, oraz ja siedziałam spokojnie, wpatrując się w mijane obiekty. Nie myślałam o niczym. Znów.

            Jeszcze tego samego dnia, po dokładnym wysuszeniu własnych ciał oraz zmianie mokrych ciuchów na suche, ekipa zdecydowała się na wypad do pobliskiego miasteczka. Po dogłębnym obszukaniu Internetu, Andy znalazł adres jakiegoś klubu. Wszyscy, spragnieni dzikich tańców i hektolitrów alkoholu, przyjęli to z aprobatą. Kiedy zajechaliśmy na miejsce, zapadł już zmierzch, a na niebie pojawił się jasny księżyc w swojej pełnej krasie. Nikt jednak nawet nie zwrócił na to uwagi, z radością przepychając się do oświetlonego na kolorowo, ceglanego budynku. Tuż przed masywnymi drzwiami ustawiła się już niewielka kolejka.
 - No pięknie, wpuszczają tylko z dowodem – zauważyła Nicole, utkwiwszy wzrok w tęgim ochroniarzu o ciemnym kolorze skóry.
 - Ojj, zostawcie to mnie –mruknął Harry z uśmiechem.
            Stanęliśmy za kilkoma nastolatkami, czekając cierpliwie na swoją kolej. Każdy, bez wyjątku, przyglądał się wówczas Haroldowi, który zręcznie wsunął jakiś papierek do ogromnej dłoni czarnoskórego. Ten pod wpływem dotyku banknotu odwrócił głowę na parking, a my wślizgnęliśmy się zręcznie do środka. Głośna, dyskotekowa muzyka uderzyła w moje uszy w tym samym czasie, gdy jaskrawe neony poraziły oczy. Przymknęłam na moment powieki, idąc na oślep. Przy okazji chwyciłam najbliższą osobę za ramię.
- Cześć Melody – mruknął kokieteryjnie Daniel, a ja od razu pożałowałam swego ruchu i rozejrzałam się dookoła. Znaleźliśmy się w ogromnej hali wypełnionej tłumami zabawowiczów.
            Gdzieś dookoła parkietu porozstawiano czarne stoliki obstawione dookoła krwistoczerwonymi kanapami. Zajęliśmy jeden z nich, z ledwością się na nich mieszcząc. Nicole z Harry’m zaoferowali się, by iść do baru zamówić drinki. Złożyliśmy im zamówienia, a większość pognała do tańca.
 - Zginęły – westchnął Andy, rozciągając się ze znudzeniem.
 - Barman jest przystojny.
 - Skąd wiesz? – zapytał Liam, przyglądając się badawczo mojej osobie.
 - Zgaduję – powiedziałam, wzruszając ramionami.
 - Bo Harry zdecydowanie gustuje w  przystojnych barmanach – prychnął Andy.
            Po ich powrocie niewiele się zmieniło. Bawiliśmy się iście gwiazdorsko, nie przejmując się przemijającym czasem. Mieliśmy zamiar zostać tam do białego rana, choć raz pozwolić sobie na niekontrolowaną imprezę. Z daleka od rodzinnych stron mogliśmy sobie na to pozwolić bez obaw.
            - Zatańczysz? – poprosił Liam, wyciągając ku mnie rękę. Akurat ledwie usiadłam zmachana, popijając nieco swojego napoju. Złapałam ją niepewnie, chcąc uniknąć podejrzanych spojrzeń naszych towarzyszy. Poprowadził mnie w środek tłumu, zaraz obejmując delikatnie w pasie. Zaczęliśmy się kołysać w rytm dosyć powolnej piosenki, a ja czułam się wyjątkowo niezręcznie. Kiedy więc DJ zmienił utwór na najnowszy kawałek autorstwa Davida Guetty, miałam ochotę mu za to osobiście podziękować. Zaczęłam skakać z uśmiechem, raz po raz zerkając na Payne’a. Robił dokładnie to samo, oddając się muzyce. Ocieraliśmy się o siebie, co wcale nie przeszkadzało żadnemu z nas. Poruszając się w rytm szybkiej melodii, nie pamiętałam o naszej przeszłości, po prostu tam byliśmy.
            I wtedy poczułam jego usta na swoich. W pierwszym odruchu przemknęła mi przez głowę myśl, by go odepchnąć, nie dać się porwać chwili, lecz moment zaskoczenia zrobił swoje. Pożądanie okazało się silniejsze. Zawiesiłam ręce na jego szyi, oddając pocałunek. W mgnieniu oka zamienił się w francuski, a ja pragnęłam więcej i więcej. Przywarliśmy do siebie ściśle, dłońmi błądząc po swoich ciałach. Zaprzestaliśmy dopiero, gdy zabrakło nam oddechu w płucach. Wówczas spojrzał mi głęboko w oczy, jakby próbując w nich coś odczytać. Najwyraźniej znalazł w ich strukturze to, czego szukał, bo gwałtownie pociągnął mnie gdzieś do przodu. W ciszy przebiegliśmy przez nieznane schody, po czym otworzyliśmy pierwsze lepsze drzwi, które okazały się wejściem do zupełnie pustego pokoju. Bez zbędnych słów znów przylgnęłam do niego, łapczywie rozpinając maleńkie guziczki jego sztywnej koszuli. Nie pozostawał mi dłużny, gdy jego ciepła ręka znalazła się gdzieś pod moją czarną sukienką. Wargami odszukałam jego ust, wpijając się w nie zachłannie. Sama nie wiem jakim sposobem, jednak objął moje uda i już chwilę później znajdowaliśmy się na twardym materacu, nie zaprzestając swej bliskości. Z nadzwyczajną zręcznością pozbywaliśmy się poszczególnych części garderoby. Czując pod swoim dotykiem jego skórę, nie potrzebowałam nic więcej do szczęścia. Złączyliśmy się w każdy możliwy sposób, na moment staliśmy się jednością. Nie chodziło o uczucie ekstazy, jakie nami zawładnęło, lecz o bliskość drugiej osoby. O połączenie dwóch skrajnych dusz, które mimo wszystko darzyły się najtrwalszym, a zarazem najtrudniejszym uczuciem, jakiego może doświadczyć człowiek; miłością. To wtedy uświadomiłam sobie, jak mocna więź była między nami, jak bardzo oboje tego pragnęliśmy i jak bardzo do siebie pasowaliśmy. Jak dwie części układanki - rozdzielone nietworzące żadnego ładu; razem układające się w logiczną i trudną do opisania słowami całość.

Umysł potrafiłam oszukać, zakryć uczucie, jakie żywiłam do Liama nowymi, lecz serce wiedziało swoje. To ono kierowało mną tej nocy, to ono nie pozwoliło zaprzestać, przerwać tego ciągu. I to dzięki niemu stało się to, co się stało. Coś, czego nie potrafiłam później żałować, nawet jeżeli tak strasznie chciałam. Coś, co wpłynęło na całe moje życie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz