Cały
następny dzień spędziliśmy na zwiedzaniu okolicznych atrakcji turystycznych.
Począwszy od zabytków historycznych, na które nalegała Nicole, po zapierające
dech w piersiach skaliste wybrzeża. Pogoda nie spisała się na miarę swoich
możliwości, gdyż ciągle wiał porywisty wiatr, a zza kłębów chmur nie dało się
dostrzec żadnych promieni słonecznych. Jednak nie narzekaliśmy, przynajmniej
nie padało. Odziani w ocieplane wiatrówki byliśmy gotowi na wszelkie
przeciwności losu. Choć nikt się nie spodziewał, że męskiej części naszej grupy
totalnie odbije.
Akurat
siedzieliśmy, wesoło gaworząc na chłodnym piasku, kiedy Harold wpatrzył się w
rozhuśtane, szumiące głośno morze. Żadne z nas nie znało jego nazwy, zabrakło
znawcy geograficznego terenu. Wtem Styles zaczął szeptać zaciekle coś do ucha
Andy’ego, co nie uszło mojej uwadze. Zmrużyłam oczy, wskazując głową na dwójkę
w odpowiedzi na pytające spojrzenie Kimberly. Ta wzruszyła tylko ramionami,
wracając do konwersacji o sposobach zamaskowania pryszczy z Nicole. Wzdrygnęłam
się mimowolnie, po usłyszeniu o okładach z wnętrzności zwierząt. Odwróciłam się
w drugą stronę, gdzie zacięcie esemesowała Destiny.
- Odpoczywasz od tego zgiełku, tak? – Zaśmiałam
się, cytując jej własne słowa. Zerknęła na mnie, odrywając nieobecny wzrok od
ekranu dotykowego telefonu. Uśmiechnęła się lekko, mówiąc:
- Trochę za bardzo się wkręciłam w pewną
znajomość.
- Znajomość? – zapytałam, unosząc kąciki ust
wysoko do góry oraz marszcząc zabawnie brwi.
- A co to za znajomość? – mruknął ktoś cicho
ponad naszymi twarzami. Podskoczyłam momentalnie do góry, przestraszona głosem
chłopaka. Andy wybuchł gromkim śmiechem, a Destiny zrobiła wściekłą minę.
Domyśliłam się, że w duchu dziękuje Bogu za to, iż nie zdążyła odpowiedzieć na
moje pytanie.
- Mamusia cię nie nauczyła, by nie wtrącać się
w cudze rozmowy, Samuel? – warknęła, chowając komórkę do skórzanej torby.
- Nie, ale za to tatuś pokazał mi jak zrobić
wrażenie na dziewczynie – powiedział poważnym tonem głosu. W ułamku sekundy
wziął pannę Standly w swe ramiona, nawet nie zdążyła zareagować. Z krzykiem szaleńca
wbiegł do wody.
Wszystkie
wydałyśmy zduszone okrzyki, mnie natomiast dodatkowo sparaliżowało. Biedna
Dest, temperatura morza na pewno nie wznosiła się ponad zero.
- To jak, dziewczynki, wy też dacie się
namówić na taki podryw? – zapytał zalotnie Harry, poruszając wymownie brwiami.
- Ani mi się waż – ostrzegłam, grożąc mu
palcem. Najwyraźniej poskutkowało, bo zamiast mnie obrał sobie za cel
obserwującą go z przerażeniem Nicole. Już niedługo i ona taplała się w
lodowatej wodzie. Za przykładem kolegów poszedł również Daniel. Wywołało to nie
lada zaskoczenie, gdyż z reguły nie ładował się w podobne akcje. Tym razem
jednak podniósł ostrożnie Kim, następnie puszczając się za poprzednimi parami.
Zostałam ja, Liam i Annie. Czułam
się wyjątkowo nieswojo, nie mogąc nawet patrzeć w ich kierunku. Nie rozmawiali
ze sobą. Po chwili blondyn przysiadł spokojnie obok mnie. Przez chwilę poczułam
na szyi jego oddech, kiedy westchnął przeciągle przy schylaniu się.
- Spróbuj mnie tam wyciągnąć, a pożałujesz –
przestrzegłam.
- Nie mam takiego zamiaru – zdeklarował
zupełnie uczciwie.
- Nie wolisz towarzystwa Sturnborn? – syknęłam
złośliwie, kreśląc niezrozumiałe znaki na piasku.
- Melody – mruknął zmieszany. – Nie chcę jej
znać tak samo mocno, jak ty. Może nawet bardziej.
- A to dlaczego? – odezwała się za nami
czarnowłosa.
Wybałuszyłam
na nią oczy, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Przez ostatnie dni ciągle
szykowałam się do tej rozmowy, tak usilnie chciałam ją przeprowadzić. W
momencie, kiedy musiałam to zrobić, po prostu wymiękłam. Na szczęście
inicjatywę przejął za mnie Payne.
- Ona wszystko wie, Annie.
Zapadła chwila ciszy, przerywana
odległymi śmiechami naszych towarzyszy. Brunetka zastygła w bezruchu, mierząc
nas ciemnymi oczami. Jej niemal czarne tęczówki jakby stężały, przypominały mi
w tym momencie lód. Skierowane były przede wszystkim w stronę Liama, jakby
wymierzała nimi jakieś niewidzialne pociski. Wtedy zrozumiałam, że mówił prawdę.
To ona zachowała się nieuczciwie.
- Więc to prawda – wyszeptałam na głos,
powstrzymując łzy. Resztkami umysłu chowałam głęboką nadzieję, że może jednak
to on coś pomylił, przekręcił. A może znów się mną zabawiał? Lecz wówczas byłam
w stu procentach pewna, że mnie nie okłamał.
- Opowiedziałeś Melody o naszej upojnej nocy?
– zapytała przesłodzonym głosem, uśmiechając się do nas głupkowato.
- Tak – odparł hardo, podnosząc się do pionu.
- A powiedziałeś, że podobało ci się tak
bardzo, że równie szybko jak to zrobiliśmy, zerwałeś z nią, by móc związać się
ze mną? – dodała z cwaniacką miną.
Zamarłam. Przeniosłam swoją uwagę na
zszokowanego Liama.
- Łżesz! – wydarł się zezłoszczony.
- A ja zraniłam twoje biedne serduszko, bo nie
potrzebuję takich łachudrów. Przykro mi, ale dla mnie byłeś przygodą na jedną
noc.
- Byłem zalany i ty to wykorzystałaś. Nie
zmyślaj bajeczek na poczekaniu, nikt ci w to nie uwierzy – powiedział już spokojniej.
Odwrócił się. Szukał poparcia z mojej strony. Minuty mijały niczym wieczność, a
ja nadal go nie udzielałam. Poddałam się słonym łzom, wypływającym spod moich
powiek. Nie miałam pojęcia, komu wierzyć. Jemu, który mnie zranił, lecz sam
przyznał się do czynu? Czy jej, domniemanej kumpeli, która najprawdopodobniej
zachowałaby tajemnicę aż do odpowiedniego momentu - by zabolało jak najmocniej.
- Liam – wymamrotałam, wpatrzona w jego twarz.
- Tak?
- Ona kłamie?
Chłopak podszedł do mnie, po czym
uklęknął zaraz przed moimi drżącymi kolanami. Wziął me chłodne, trzęsące się
dłonie i ujął je we własne. Spojrzał mi głęboko w oczy, starannie wymawiając
jedno, nadmiar dobitne słowo:
- Tak.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
- Wierzę ci.
- Ckliwe dzieciaczki – żachnęła się wściekła Sturnborn,
lecz na mnie nie zrobiło to wrażenia. Zignorowałam ją zupełnie, przytulając się
do torsu Payne’a. Nadal płakałam. Potrzebowałam tej bliskości jak niczego
innego. Chociaż nie należało to do stosownych rzeczy i zapewne miało być
kolejną sensacją w naszym skromnym gronie.
- Lelody? Miam? – Zastanawiał się głośno Hazza,
podchodząc do nas.
Błyskawicznie odsunęłam się od ciała
Liama, ocierając załzawione oczy rękawem kurtki. Wszyscy się zdziwili, nie
kryjąc swych zaszokowanych przez widok naszej dwójki w dość dziwnej sytuacji
min. Zagryzłam niepewnie dolną wargę, nie chcąc widzieć ich oblicz.
- Wracajmy już – rzekła przemoczona do suchej
nitki Kimberly, zaczesując palcami włosy do tyłu. Wszyscy jej przytaknęli. Niedługo
potem siedzieliśmy już w wozie. Wszyscy starali się rozmawiać o jakichś
neutralnych sprawach. Tylko Annie nie odzywała się do nikogo, z kilometra bijąc
furią, oraz ja siedziałam spokojnie, wpatrując się w mijane obiekty. Nie
myślałam o niczym. Znów.
Jeszcze tego samego dnia, po
dokładnym wysuszeniu własnych ciał oraz zmianie mokrych ciuchów na suche, ekipa
zdecydowała się na wypad do pobliskiego miasteczka. Po dogłębnym obszukaniu
Internetu, Andy znalazł adres jakiegoś klubu. Wszyscy, spragnieni dzikich
tańców i hektolitrów alkoholu, przyjęli to z aprobatą. Kiedy zajechaliśmy na
miejsce, zapadł już zmierzch, a na niebie pojawił się jasny księżyc w swojej
pełnej krasie. Nikt jednak nawet nie zwrócił na to uwagi, z radością przepychając
się do oświetlonego na kolorowo, ceglanego budynku. Tuż przed masywnymi
drzwiami ustawiła się już niewielka kolejka.
- No pięknie, wpuszczają tylko z dowodem –
zauważyła Nicole, utkwiwszy wzrok w tęgim ochroniarzu o ciemnym kolorze skóry.
- Ojj, zostawcie to mnie –mruknął Harry z
uśmiechem.
Stanęliśmy za kilkoma nastolatkami,
czekając cierpliwie na swoją kolej. Każdy, bez wyjątku, przyglądał się wówczas
Haroldowi, który zręcznie wsunął jakiś papierek do ogromnej dłoni
czarnoskórego. Ten pod wpływem dotyku banknotu odwrócił głowę na parking, a my
wślizgnęliśmy się zręcznie do środka. Głośna, dyskotekowa muzyka uderzyła w
moje uszy w tym samym czasie, gdy jaskrawe neony poraziły oczy. Przymknęłam na
moment powieki, idąc na oślep. Przy okazji chwyciłam najbliższą osobę za ramię.
-
Cześć Melody – mruknął kokieteryjnie Daniel, a ja od razu pożałowałam swego
ruchu i rozejrzałam się dookoła. Znaleźliśmy się w ogromnej hali wypełnionej
tłumami zabawowiczów.
Gdzieś dookoła parkietu
porozstawiano czarne stoliki obstawione dookoła krwistoczerwonymi kanapami.
Zajęliśmy jeden z nich, z ledwością się na nich mieszcząc. Nicole z Harry’m
zaoferowali się, by iść do baru zamówić drinki. Złożyliśmy im zamówienia, a
większość pognała do tańca.
- Zginęły – westchnął Andy, rozciągając się ze
znudzeniem.
- Barman jest przystojny.
- Skąd wiesz? – zapytał Liam, przyglądając się
badawczo mojej osobie.
- Zgaduję – powiedziałam, wzruszając
ramionami.
- Bo Harry zdecydowanie gustuje w przystojnych barmanach – prychnął Andy.
Po ich powrocie niewiele się
zmieniło. Bawiliśmy się iście gwiazdorsko, nie przejmując się przemijającym
czasem. Mieliśmy zamiar zostać tam do białego rana, choć raz pozwolić sobie na
niekontrolowaną imprezę. Z daleka od rodzinnych stron mogliśmy sobie na to
pozwolić bez obaw.
- Zatańczysz? – poprosił Liam,
wyciągając ku mnie rękę. Akurat ledwie usiadłam zmachana, popijając nieco
swojego napoju. Złapałam ją niepewnie, chcąc uniknąć podejrzanych spojrzeń
naszych towarzyszy. Poprowadził mnie w środek tłumu, zaraz obejmując delikatnie
w pasie. Zaczęliśmy się kołysać w rytm dosyć powolnej piosenki, a ja czułam się
wyjątkowo niezręcznie. Kiedy więc DJ zmienił utwór na najnowszy kawałek
autorstwa Davida Guetty, miałam ochotę mu za to osobiście podziękować. Zaczęłam
skakać z uśmiechem, raz po raz zerkając na Payne’a. Robił dokładnie to samo,
oddając się muzyce. Ocieraliśmy się o siebie, co wcale nie przeszkadzało
żadnemu z nas. Poruszając się w rytm szybkiej melodii, nie pamiętałam o naszej
przeszłości, po prostu tam byliśmy.
I wtedy poczułam jego usta na
swoich. W pierwszym odruchu przemknęła mi przez głowę myśl, by go odepchnąć,
nie dać się porwać chwili, lecz moment zaskoczenia zrobił swoje. Pożądanie
okazało się silniejsze. Zawiesiłam ręce na jego szyi, oddając pocałunek. W
mgnieniu oka zamienił się w francuski, a ja pragnęłam więcej i więcej. Przywarliśmy
do siebie ściśle, dłońmi błądząc po swoich ciałach. Zaprzestaliśmy dopiero, gdy
zabrakło nam oddechu w płucach. Wówczas spojrzał mi głęboko w oczy, jakby
próbując w nich coś odczytać. Najwyraźniej znalazł w ich strukturze to, czego
szukał, bo gwałtownie pociągnął mnie gdzieś do przodu. W ciszy przebiegliśmy
przez nieznane schody, po czym otworzyliśmy pierwsze lepsze drzwi, które
okazały się wejściem do zupełnie pustego pokoju. Bez zbędnych słów znów
przylgnęłam do niego, łapczywie rozpinając maleńkie guziczki jego sztywnej
koszuli. Nie pozostawał mi dłużny, gdy jego ciepła ręka znalazła się gdzieś pod
moją czarną sukienką. Wargami odszukałam jego ust, wpijając się w nie
zachłannie. Sama nie wiem jakim sposobem, jednak objął moje uda i już chwilę
później znajdowaliśmy się na twardym materacu, nie zaprzestając swej bliskości.
Z nadzwyczajną zręcznością pozbywaliśmy się poszczególnych części garderoby.
Czując pod swoim dotykiem jego skórę, nie potrzebowałam nic więcej do
szczęścia. Złączyliśmy się w każdy możliwy sposób, na moment staliśmy się
jednością. Nie chodziło o uczucie ekstazy, jakie nami zawładnęło, lecz o bliskość
drugiej osoby. O połączenie dwóch skrajnych dusz, które mimo wszystko darzyły
się najtrwalszym, a zarazem najtrudniejszym uczuciem, jakiego może doświadczyć
człowiek; miłością. To wtedy uświadomiłam sobie, jak mocna więź była między
nami, jak bardzo oboje tego pragnęliśmy i jak bardzo do siebie pasowaliśmy. Jak
dwie części układanki - rozdzielone nietworzące żadnego ładu; razem układające
się w logiczną i trudną do opisania słowami całość.
Umysł
potrafiłam oszukać, zakryć uczucie, jakie żywiłam do Liama nowymi, lecz serce
wiedziało swoje. To ono kierowało mną tej nocy, to ono nie pozwoliło
zaprzestać, przerwać tego ciągu. I to dzięki niemu stało się to, co się stało. Coś,
czego nie potrafiłam później żałować, nawet jeżeli tak strasznie chciałam. Coś,
co wpłynęło na całe moje życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz